Łączna liczba wyświetleń

Wielkanocna WIELKA SOWA z dwuipółlatkiem

Przełęcz Sokola

Spoglądając za okno wczoraj i dziś, przynajmniej tu, gdzie my obecnie jesteśmy - czyli w "dolince wśród gór" (jak to kiedyś określiłam), można by pomyśleć, że pory roku się komuś pomyliły. Ładny puszek nam spadł ;) Chociaż jak mówi znane przysłowie "kwiecień plecień...".

Za to Wielkanoc 2014 była u nas nieco odmienna od dzisiejszej - pogoda była piękna. Słoneczko zachęcało do wyjścia z domu. Zamiast siedzenia za stołem i my wybraliśmy opcję spaceru. To było kolejne wyjście w typie tych spontanicznych. Po prostu natchnęło mnie, żeby obrać kierunek "Wielka Sowa" i tak też uczyniłam, nie zakładając, że dotrzemy na szczyt, bo droga była dla nas daleka, w dodatku H miał wtedy 2 i pół roku, więc tak długich dystansów jeszcze nie pokonywał o własnych siłach. 

 Na Wielką Sowę (1015 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gór Sowich, należący do Korony Gór Polski, ruszyliśmy z Głuszycy Górnej przez Kolce, Sierpnicę, Rzeczkę - jak pokazuje mapa, prawie 13 km w jedną stronę. A przecież trzeba było jeszcze wrócić, co łącznie dało nam prawie 26 km spacerku, w sporej części pod górkę. Naszym jedynym udogodnieniem był wózek dla H (który później trzeba było złożyć i nieść). Sam H dzielnie maszerował sporą część drogi.

Nie dość, że w wózku nie chciał jechać, to jeszcze sam go pchał ;)

Sierpnica

Kościół Matki Bożej Śnieżnej w Sierpnicy

Kościół Matki Bożej Śnieżnej w Sierpnicy

Trasa, którą szliśmy była dość przyjemna, choć może być męcząca i żmudna (duża część pod górę). A jakby mniej aut jeździło, to już w ogóle super by się szło :) Po drodze, w Sierpnicy, mijaliśmy kościół Matki Bożej Śnieżnej, przy którym znajduje się mały cmentarz. Niestety było zamknięte i nie zajrzeliśmy do środka.

Jak już droga nam się trochę wyprostowała, a nawet było z górki przez chwilę, przechodząc obok jednego z gospodarstw natknęliśmy się na hodowlę niezwykłych kur. Zdjęcie niektórych zamieszczam poniżej.

Niezwykłe kury :)

Droga nie taka męcząca, jakby się wydawało 




Jak wie każdy, kto na Wielką Sowę szedł od tej strony, samo podejście na ten szczyt (fragment przebiegający obok schronisk) w pierwszej części pnie się dość stromo w górę. Ale daliśmy radę ;)



Tablice na szlaku należy czytać :)



Aż w końcu po trudach drogi osiągnęliśmy szczyt (wtedy jeszcze bez posągu sowy) i po opłaceniu bileciku wstępu na wieżę widokową, podziwialiśmy krajobrazy. Zdjęcia z tej wycieczki są jakie są, robione słabym telefonem ;) Wrażenia bezcenne. Miejsce na pewno warte odwiedzenia. Dziecko choć zmęczone było uradowane, jak jego mama :)












Komentarze

  1. Kto normalny chodzi w Wielkanoc na Wielką Sowę, zamiast się obżerać ;) Kilka osób było na szlaku ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Śnieżnik - przyjemność czy udręka wchodzenia?

Szczeliniec Wielki - czyli gdzie jeszcze warto wybrać się z dzieckiem

Zamek BOLCZÓW